Dorota Cebartowska

Krajowa Dyrektor Sprzedaży

Krajowa Dyrektor Sprzedaży

Krajowa Dyrektor Sprzedaży to najwyższy status wśród Konsultantek. To kobiety cieszące się najwyższym autorytetem i osiągające imponujące zarobki.
Starsza Krajowa Dyrektor Sprzedaży

Jestem Kobietą Sukcesu, Liderem za którym inni mogą podążać. Choć brzmi to nieskromnie, w sercu wierzę, że moje dotychczasowe i przyszłe osiągnięcia nie są efektem wyjątkowych darów, pochodzenia lub większych możliwości. Są efektem MOJEJ POSTAWY i tego, jak reaguję na porażki.

WCZESNE LATA

Urodziłam się i wychowałam w Radomiu. Miałam starszą, śliczną, mądrą siostrę i dużo młodszego, długo wyczekiwanego w rodzinie brata. Myślę, że bycie środkowym dzieckiem wykształciło we mnie silną potrzebę uznania, która towarzyszyła mi całe życie i była motorem wielu moich osiągnięć.
Najbardziej burzliwy okres mojego życia to szkoła średnia. Właśnie wtedy dała o sobie znać moja niezależność. Było mi trudno „wpasować” się w utarte schematy szkolnictwa i traktowania uczniów w ten sam sposób. Zdecydowanie potrzebowałam nie tyle innego traktowania, ile zauważenia. Bardziej wrażliwa i wymagająca, dostrzegająca więcej i mówiąca niewygodne rzeczy, byłam jednym z tych „niepokornych” uczniów, których łatwiej jest się pozbyć niż zrozumieć. Zostałam więc wyrzucona ze szkoły średniej, nie za złe oceny, te miałam zazwyczaj bardzo dobre, ale za „brak subordynacji”. Piszę o tym okresie mojego życia, ponieważ to co się wtedy wydarzyło, miało największy wpływ na moje późniejsze decyzje. Miałam tak silne poczucie bycia nierozumianą i skrzywdzoną, że postanowiłam: JA WAM POKAŻĘ! Dzisiaj z perspektywy czasu wiem, że najtrudniejsze chwile w naszym życiu stają się z czasem największym prezentem, jaki możemy otrzymać od losu.

Ukończyłam ekonomię, więc biuro wydawało się najodpowiedniejszym miejscem. Nie wyobrażałam sobie jednak, że mam codziennie wstawać rano, iść do biura i wykonywać te same czynności każdego dnia. I wtedy poczułam na własnej skórze, co znaczy być projektantem swojego życia. Pewnego dnia pośliznęłam się na starej, kilkutygodniowej gazecie. Podniosłam ją z ziemi i zobaczyłam ogłoszenie: amerykański koncern poszukiwał menadżerów sprzedaży. Tego samego dnia z pomocą koleżanki napisałam swoją aplikację w języku angielskim. Dostałam prace marzeń u uznawanego za jednego z najlepszych pracodawców na świecie. Niezależność, odpowiedzialność, służbowy samochód, pensja trzy razy wyższa od pensji moich znajomych ze studiów i możliwości rozwoju oraz to, czego szukałam w życiu: świadomość budowania czegoś, co miało większe znaczenie. Kiedy po sześciu latach zmieniona została strategia działania i zamknęły się możliwości pracy „w terenie”, a ja nie wyobrażałam sobie siebie w biurze, podziękowali mi dając odprawę. Teraz, kiedy słyszę, że praca na etacie daje poczucie bezpieczeństwa, uśmiecham się pod nosem. Świat biznesu jest bezduszny, jesteś ważna tak długo, jak długo pasujesz do strategii firmy. Dzisiaj to rozumiem, wtedy cierpiałam.

Po odejściu z korporacji, żadne inne miejsce nie było dla mnie dość dobre. Wiedziałam już, że nie chcę mieć nigdy więcej SZEFA! Nie miałam złych przełożonych, ale moja potrzeba wolności jest tak ogromna, że każda próba jej ograniczenia odbiera mi radość z życia. Pozostała tylko jedna droga – własny biznes. Dlatego wspólnie z dwojgiem przyjaciół, założyliśmy firmę szkoleniową. Byłam wolna i niezależna, ale wciąż brakowało mi czegoś, czego nie umiałam nazwać. Miałam w sobie tęsknotę za czym większym. Byłam gotowa, chętna, z głową pełną (uśpionych, ale jednak) marzeń i tęsknot.

POCZĄTEK KARIERY

Spotkałam wtedy swojego mentora: Halinę Rygiel. Była idealnym nauczycielem, nie obrażała się, była cierpliwa i wymagająca. I co najważniejsze pozwalała mi marzyć! Nie byłam pewnie najłatwiejsza do prowadzenia. Nazywam takie Panie: „Pani Dziubek”. To te, które mają ogromne ego i niską samoocenę. Spotykacie je każdego dnia. Pod twardą skorupą kryją ogromną potrzebę uznania i osiągnięcia czegoś, a także ciepło i radość. Bądźcie czujne, bo możecie je pominąć w oferowaniu kariery Mary Kay. Takie kobiety nigdy nie zapytają same o możliwość bycia Konsultantką. Chcą poczuć się ważne, więc to TY musisz zainspirować je do tej decyzji. Jak to zrobić? Pokazać im szerszy kontekst. Ja zostałam zaproszona na debiut pierwszej Dyrektor w Polsce – Ewy Michalskiej. Nie znałam firmy, kosmetyków, nikogo. Tam zobaczyłam relacje, bliskość, uśmiech i serdeczność.
Mimo, iż nie podobało mi się to na początku, dzisiaj wiem, że „to, co najbardziej mi się nie podobało, było tym, czego najbardziej mi brakowało”. Kilka dni później podpisałam umowę. Oficjalnie dla tańszych produktów, w głębi serca dla różowego Mercedesa i możliwości rozwoju.
Moje pierwsze Spotkanie Kosmetyczne było ogromnym stresem. Nie umiałam nic! Nakładałam serum na emulsję i to co nie chciało się wchłonąć, zbierałam serwetką. Mimo braku wiedzy i doświadczenia, to spotkanie zakończyło się sprzedażą. Wiedziałam już, że najważniejszy jest entuzjazm!

SZCZĘŚLIWE ŻYCIE

Równo pięć lat od podpisania umowy, już jako Krajowa Dyrektor Sprzedaży, odbierałam mojego pierwszego różowego Mercedesa. To był czas intensywnej pracy, porażek i sukcesów, planów i ich korygowania. Jestem osobą gotową zrobić troszkę więcej, nie patrząc na cenę, jaką trzeba zapłacić. Zawsze taka byłam. Dzisiaj wiem, że to „troszkę więcej” czyni dużą różnicę. To często różni mnie od innych. Nie rozczulam się nad sobą, nie zatrzymują mnie codzienne przeciwności. Mam dwoje dzieci, dzisiaj nastoletnich, ale kiedy zaczynałam pracę w Mary Kay były maleńkie. Moje dzieci NIGDY nie były dla mnie przeszkodą, zawsze były powodem, aby zrobić więcej. Jestem na każdym wydarzeniu Mary Kay, chętnie uczyłam się i uczę od każdej osoby, która pojawia się na mojej drodze. Rozumiem też, że aby coś osiągnąć potrzebujemy energii, a kiedy nam jej brakuje, potrzebujemy jej od innych ludzi. To my i nasza pasja odpowiadamy za podsycanie energii.

Czuje się odpowiedzialna za moje życie i moje osiągnięcia, bo jak mówi moja Starsza Krajowa Dyrektor: TO MÓJ BIZNES! Zasady Mary Kay są mi bardzo bliskie, bo zaspokajają jedną z moich największych potrzeb: potrzebę robienia wielkich rzeczy. Wiem, że zmieniam świat na lepszy, żyjąc i pracując według filozofii Mary Kay. Najbardziej lubię to, że po ponad 10 latach mam w sobie wciąż energię i radość z każdego dnia pracy. Mam ogromne plany i wielkie marzenia. Uwielbiam moje Dyrektor i Konsultantki, nawet wtedy, kiedy nie jest łatwo.

Czy zawsze tak jest? Nie! Czasami, jak każda z Was, myślę: „Ja się do tego nie nadaję!” lub „To wszystko nie może się udać!” Mam jednak zasadę, którą stosuję od lat: moje załamanie nie może trwać dłużej niż 15 minut. Potem ocieram łzy, poprawiam makijaż i idę po moje marzenia, które sprawiają, że serce bije mi mocniej. Czy kocham moją pracę? Odpowiem słowami jednej z moich wspaniałych Dyrektor: „Jak mogłabym nie kochać pracy, która sprawia, że staję się lepszym człowiekiem?”